To wyszło całkiem spontanicznie.
Przenosząc się do Trójmiasta rozglądałem się za kimś, kto zrealizowałby mój projekt i wykonał tatuaż. Odezwałem się do Cykady, tam przekierowano mnie na Łukasza. Odpuściłem sobie. Hajs czy coś, nie pamiętam. Później Katie zaczęła szukać. Nie rozmawialiśmy o tym przed, ale po jakimś czasie dowiedziałem się, że będzie robić pracę na plecach, w Cykadzie. Gdy odbieraliśmy z Michal502, Katie po pierwszej sesji, zajaraliśmy się. 502 od razu zaklepał termin. Projekt na łydce. Ja chwilę później wróciłem do Cykady z projektem, który już kiedyś wysyłałem. Wszystkie wykonał Łukasz.

O swoim napisałem tu:
Później jakoś tam się mijaliśmy, rozmawialiśmy czasem. My w trójkę bacznie obserwowaliśmy poczynania Łukasza. Ja dopracowywałem kolejny projekt. Kolejna ręka. Rękaw. Ale o tym napiszę jak skończymy pracę, bo to długa historia.
Z tatuatorem to jest tak (przynajmniej w moim przypadku), że dobry styl nie wystarczy, by się na kogoś zdecydować. Ważna jest energia, jaka wytwarza się w trakcie konsultacji, pracy, czy rozmów ogólnych. Łukasz ma w sobie coś, co sprawiło, że każde z nas zaufało maksymalnie jego interpretacjom projektów i ostatecznie pracy. Jest kozak. To co mi się podoba w jego pracy, to to, że nie boi się powiedzieć, że coś jest złym pomysłem. Jak tego nie widzi, nie czuje, to to mówi. O to chodzi.
Dobrze jest się dobrze rozumieć. Łukasz Zglenicki joined the Tribe!
0 komentarze:
Prześlij komentarz